Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do stołówki. Nie chciałem zaatakować Cat, a cały czas czułem ogromny głód. Gdy szedłem po jedzenie dla dzieci i dla niej zauważyłem młodego strażnika. Miał jakąś ranę i czułem intensywnie jego krew. Szybkim ruchem przygwoździłem go do ściany i przyjrzałem mu się uważnie.
Strażnik wpatrywał się we mnie przerażony, a ja tylko się uśmiechnąłem.
-Nie miej mi tego za złe -uśmiechnąłem się ,ukazując swoje kły.
Chciał krzyknąć jednak zatkałem mu usta i pożywiłem się nim. Następnie zabrałem go na piętro gdzie kiedyś widziałem powieszonych ludzi i sam go tam powiesiłem. Tak jakby sam to sobie zrobił i uleczyłem tylko jego ranki. Gdy wszystko było już w porządku otarłem twarz i poszedłem jak nigdy nic na stołówkę. Wziąłem talerze nałożyłem sobie i dla dzieci i Cat jedzenie, a następnie dali jej jakieś jeszcze specjalne leki.
Wszystko zapakowałem na tacę i wróciłem do pokoju dzieci i Cat. Zapukałem by mi otworzyli i , drzwi otworzyła mi Kathleen. Uśmiechnąłem się na widok córki i podałem jej talerz ze śniadaniem.
Zaraz rozdałem talerze reszcie i usiadłem obok Cat , jedząc swoje śniadanie. Spojrzałem na nią i pocałowałem ją delikatnie w czoło.
-Kocham Cię -wyszeptałem z uśmiechem
-Ja ciebie też -odwzajemniła mój uśmiech
-Jedz spokojnie, wy też maluchy-odwróciłem się do dzieci-Smakuje?
-Tak, bardzo-odparli chórem.
-Dobrze, a później poćwiczymy magię dobrze-pogłaskałem ich po głowach zadowolony i odłożyłem swój talerz na stół.
(Cataleya?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz