Drzwi się zamknęły, a ja dalej stałam jak wryta patrząc na nie mając jednocześnie nadzieję, że zaraz się otworzą i do pokoju wejdzie Damien. Tak się jednak nie stało. Nie wiem ile czasu minęło za nim się odwróciłam i podeszłam do okna.
- Mamo. - usłyszałam za sobą głos Kathleen.
Odwróciłam się i spojrzałam na dwójkę dzieci siedzących na moim łóżku. Byli już tacy duzi, a nie dawno ich urodziłam. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich przytulając.
- Co się stało? - tym razem odezwał się Christopher.
- Nic takiego, pobawcie się.
Sama usiadłam na parapecie i patrzyłam przez okno. Żałowałam teraz że nie powiedziałam o tym szybciej Damien'owi, ale nie chciałam go martwić. Za bardzo się i tak już o nas martwił, a teraz gdy wyszło wszystko na jaw byłam zła na siebie. Otarłam łzę i spojrzałam na bawiące się razem dzieci. Nie były niczemu winne, a raczej byli naszymi pociechami. Nagle usłyszałam czyjeś kroki i drzwi się otworzyły. Szybko wstałam i podeszłam bliżej zasłaniając dzieci, które stanęły za mną. Do środka weszło czterech strażników i dwóch naukowców.
- Damiena nie ma, to dobrze.
- Czego chcecie? - spytałam patrząc na nich.
- Badania dzieci.
- Nie. - sprzeciwiłam się. Naukowiec zawołał dzieci, ale żadne do niego nie podeszło, a ja się uśmiechnęłam. - Są mądrzejsze, nie posłuchają was bo znają prawdę.
- W takim razie siłą je weźmiemy. - powiedział a strażnicy ruszyli w naszym kierunku. Udało mi się zatrzymać dwóch, ale któryś uderzył mnie w głowę i obezwładnił. Inni zabrali dzieci. Rzucili mnie na podłogę i wyszli zamykając drzwi. Podniosłam się i chciałam je otworzyć, ale były zamknięte. Zaczęłam w nie walić, aż opadłam z sił słuchając tylko krzyków dzieci.
(Damien?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz