Pokręciłem głową.
- Nie Sage, nie możesz. - nie zgodziłem się.
- Jimi, on mnie potrzebuje.
- Rozkazano mi cię chronić.
- A ja idę ratować ojca i nie zatrzymasz mnie. Będziesz musiał iść ze mną.
Za nim się odwróciła złapałem ją za nadgarstki i przygwoździłem ją do drzewa. Sage pisnęła wystraszona, a Välja podniosła się warcząc.
- Leż! - krzyknąłem na tygrysice, a ona położyła się dalej na nas patrząc i wysuwając swoje kły.
Zapewne myślała, że jej właścicielce grozi niebezpieczeństwo. Przeniosłem wzrok z tygrysicy na Sage, która próbowała się wyrwać.
- Przestań już.
- Puść mnie! - krzyknęła na mnie.
Przyległem do niej ciałem by przestała się wyrywać, a Sage nabrała gwałtownie powietrza. Nasze ciała zareagowały na swoją bliskość tak jak zawsze, ale nie mogłem teraz się na to zgodzić.
- A jeśli to pułapka?
- Nie, oni są w niebezpieczeństwie.
- To Rada, mają swoich strażników.
- Czuję, że tam się coś stało. - mruknęła cicho spuszczając wzrok.
Westchnąłem i jedną ręką trzymałem jej ręce nad jej głową, a drugą pociągnąłem za kitek zmuszając by podniosła głowę i pocałowałem. Sage jęknęła i oddała mi się odwzajemniając pocałunek. Jej usta były takie jak zawsze, delikatne i słodkie. Odsunąłem się i zsunąłem ręce na jej talię.
- Dobrze, pójdziemy ale trzymasz się z tyłu i nie narażaj mi się.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się z rumieńcami jeszcze na policzkach.
Puściłem ją i zacząłem chować parę rzeczy. Przypomniałem sobie coś i odwróciłem się do Sage.
- I jeśli będę kazał ci uciekać, zrobisz to. - powiedziałem.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz