- Myślisz, że nas podsłuchują? - spytałem z chytrym uśmieszkiem.
- Nie wiem.
- A może nas podglądają? - zamruczałem jej do ucha i zacząłem całować jej szyję.
Sage zaśmiała się, a ja się podniosłem.
- Gdzie idziesz?
- Zrobię obchód, wolę być pewien że wszyscy są bezpieczni. - uśmiechnąłem się.
- W końcu jesteś jedynym tu strażnikiem.
Posłałem jej uśmiech i zacząłem iść przed siebie. Okrążyłem dookoła polanę, którą zajmowaliśmy z radą i upewniłem się, że nikt nam nie zagraża. Po jakieś godzinie wróciłem do Sage, która dalej siedziała na miejscu. Zaszedłem ją od tyłu i połaskotałem.
- Jimi. - zaśmiała się.
- Też cię kocham. - powiedziałem roześmiany siadając obok niej.
- I jak?
- Spokojnie, powinniśmy być tu dziś bezpieczni, ale jutro musimy iść dalej. Rada musi wrócić do siebie.
- Dobrze. - powiedziała i ziewnęła.
- Prześpij się.
Sage położyła się kładąc głowę na moich kolanach, a ja pochyliłem się i ją pocałowałem na dobranoc.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz