Złapałem Sage za rękę i stanąłem przy niej.
- Panie, twoja córka złączyła się z tym strażnikiem. - powiedziała z pogardą kobieta.
- Kocham go! - krzyknęła Sage.
- Sage. - szepnąłem i pokręciłem głową.
Nie chciałem by niszczyła sobie dla mnie życie. Puściłem ją i odsunąłem się, a Sage spojrzała na mnie ze łzami.
- Jimi.
- Tak będzie lepiej, nie możesz niszczyć swojego życia dla mnie.
- Nie! - krzyknęła. - Nie zostawiaj mnie.
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Miałem ochotę do niej podejść, otrzeć je i zapewnić ją że nic się nie stanie, że będzie dobrze ale nie mogłem. Najlepsze co mogłem dla niej zrobić to odejść teraz. Jej ojciec i dwóch radnych podeszło do Sage i przytrzymało ją, a on sam podszedł do mnie. Patrzyłem na niego nie odwracając wzroku aż stanął przede mną. Gdy wyszeptał mi jedno zdanie przytaknąłem głową.
- Rozumiesz? - spytał patrząc w oczy.
- Tak. - odpowiedziałem.
- Puśćcie moją córkę. - rozkazał.
Sage od razu się wyrwała i podbiegła do mnie, a ja ją przytuliłem.
- Nie opuszczaj mnie.
- Nie opuszczę. - wyszeptałem i pocałowałem ją.
- Co powiedział ci mój tata? - spytała, a ja obiecałem, że powiem jej później.
Wszyscy patrzyli na nas z niesmakiem, a inni już powoli się do nas przyzwyczajali. Ojciec dziewczyny podszedł do nas.
- Twoja matka także była strażniczką, którą pokochałem córeczko. Była moją strażniczką i człowiekiem jednocześnie. - powiedział, a my oboje spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz