[...] Dokładnie upiekłem zwierzynę, by nie było ani trochę surowe, co mogłoby zagrozić zdrowiu naszych dzieci. Podałem jeden szaszłyk Rebece.
- Smacznego - powiedziałem, uśmiechając się do niej delikatnie. Wziąłem jednego króliczka dla siebie i usiadłem za plecami dziewczyny. Rebeca oparła się o moją klatkę piersiową.
- Dziękuję, że tak się mną zajmujesz - odezwała się.
- To mój obowiązek. Chcąc, nie chcąc, wpakowałem Cię w to bez Twojej woli - westchnąłem, przeczesując blond włosy.
- Ale to samo można powiedzieć o Tobie - sprzeciwiła się Rebeca. - Ciebie też nikt nie pytał o zdanie.
- To co innego. Ja nie będę rodził i nie zostanę matką dla dzieci, których ojca praktycznie nie znam - zauważyłem. Rebeca odwróciła się i dotknęła mojego policzka.
- Gabriel, ja Cię znam. Te dzieci były naszym przeznaczeniem. Losem, który nam utkano - szepnęła i zamknęła mi usta niespodziewanym pocałunkiem. Spojrzałem na nią zaskoczony, odrywając od niej swoje usta. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Nagle twarz Rebecy wykrzywił grymas bólu.
- Co Ci jest? - spytałem natychmiast, zaniepokojony.
- To nic. Naprawdę - zapewniła mnie szybko, ale jej nie uwierzyłem. Ułożyłem jej ciało na kocu, klękając przy niej.
- Rebeco, masz skurcze? - chwyciłem ją za rękę. - Tak czy nie?
- Tak - wydusiła. - Ale nie są częste. To jeszcze nie teraz.
- Spokojnie. Jestem z Tobą. Spójrz na mnie - rozkazałem. Rebeca zrobiła to i w jej oczach ujrzałem łzy.
- Gabriel, ja nie chcę już. Boję się - jęknęła. Pokiwałem ze zrozumieniem głową i przytuliłem ją, na ile pozwalał nam nabrzmiały brzuch Rebecy.
- Będzie dobrze - powiedziałem. - Jestem z Tobą, pamiętaj.
(Rebeca?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz