Gabriel siedział przy mnie, a ja ściskałam jego dłoń za każdym razem gdy miałam skurcz. Po paru godzinach stały się częstsze i w następowały w równym czasie. Oddychałam miarowo.
- Przyniosę wszystko. - powiedział i wstał.
Gabriel wyszedł szybko po wodę, a ja miałam ochotę krzyczeć. Czułam jak by ogień parzył mnie u dołu brzucha. Nie mogłam znaleźć żadnej dobrej pozycji, więc gdy przetrzymałam skurcz w połowie usiadłam, a w połowie leżałam oparta o ścianę. Gdy Gabriel wrócił przysunął sobie wszystko bliżej mnie.
- Pomóż mi wstać. - poprosiłam.
- Lepiej nie.
- Proszę, nie mogę teraz leżeć. - powiedziałam patrząc na niego. Gabriel westchnął i pomógł mi wstać. Zaczęłam oddychać głęboko i chodzić, co pomagało trochę w bólu. Gabriel cały czas był przy mnie i przytrzymywał, co 5 minut. Słońce już dawno przeszło nad nami, więc minęło południe. To wszystko trwało już może z 5, 6 godzin. Byłam wykończona, aż w końcu Gabriel pomógł mi usiąść z powrotem na kocu. Ściągnął moje spodnie i bieliznę i przysunął sobie koc i ręczniki, podobnie wodę i wszystko co potrzebował.
- Jesteś gotowa?
- Nigdy nie jestem na to. - powiedziałam i położyłam dłoń na brzuchu. Był cały napięty. Oddychałam głęboko, jednak nie powstrzymałam się przed krzykiem. Ból był nie do wytrzymania. Gabriel zaczął mnie uspokajać, bo myśl porodu przerażał mnie, zwłaszcza teraz gdy się zaczął.
(Gabriel?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz