Siedziałem zamknięty w celi na podłodze. Śmierć ukochanej mnie dobijała, więc nie miałem nawet ochoty stąd wychodzić. Strażnicy próbowali mnie stąd wyciągnąć ale za każdym razem źle się to dla nich kończyło. Nie wiem ile siedziałem w tej celi zamknięty. Jedyne co przy sobie miałem do medalik, który dałem Nicole za nim umarła. Słyszałem głosy zza drzwi pokoju, ale odgradzałem się od nich za każdym razem. Lecz coś się zmieniło pewnego dnia. Usłyszałem słodki śmiech, więc zacząłem się rozglądać. Nikogo jednak nie zobaczyłem, byłem sam w celi.
- Chyba oszalałem. - szepnąłem.
- Wcale nie. - odpowiedział mi ten sam głos, a ja wstałem i zacząłem się rozglądać.
- Kto tu jest?
Nagle przede mną pojawiła się dziewczyna, a raczej je duch. Odskoczyłem, a dziewczyna się zaśmiała. To jej śmiech cały czas słyszałem, był... uroczy.
- Kim jesteś?
- Niewidzialna, Lilith, albo po prostu Lisha. A ty jesteś Jeremy. - uśmiechnęła się, a gdy to robiła powstawały je piękne dołeczki.
- Skąd wiesz?
- Wiem wiele rzeczy. - powiedziała i się odwróciła.
- Czekaj. - zawołałem, a ona się zatrzymała. - Wrócisz? - spytałem z nadzieją. Pierwszy raz od śmierci Nicky się odezwałem.
(Lilith?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz