- Martwisz się o mnie - Stwierdziłem z
tym swoim "firmowym" uśmieszkiem. Zręcznie ominąłem odpowiedzi na temat
jak się czuje, gdyż było coraz gorzej, jad zaczął działać. Co prawda
krew Sage mi dała tą przewagę, że przeżyłem dzisiejszą noc, ale kto wie
na ile jeszcze starcza? Siedziałem na łóżku, oparty ciężko o ścianę,
głęboko oddychając. Od kilku godzin dręczyła mnie gorączka plus
czterdzieści stopni Celsjusza, kilka razy plułem krwią, kilka razy
miałem również drgawki. Ludzie też takie mają objawy choroby, co nie?
- Doktorek przyszedł sprawdzić jak się trzymam i obiecał że jeśli przeżyję dzisiejszą noc, jutro wieczór dostanę lekarstwo - Powiedziałem, jednak nie cieszyłem się, gdyż miałem wątpliwości co do tego, że przetrwam aż tyle godzin. Zdrowy wampir, w pełni sił, z stałym dostępem do krwi przeżywa max dwa dni, a jutro będzie mój drugi. Jeśli w ogóle do niego dożyję. Wiedziałem co przygotował jeszcze dla mnie los. Halucynacje, silniejsze pragnienie, w końcu mój organizm nie będzie przyjmował krwi aż w końcu padnę z wycieńczenia. Wtedy trucizna dokończy swe śmiertelne zadanie i mnie wykończy. Westchnąłem i spojrzałem tęsknie na okno, chcąc by promienie słoneczne cudem trafiły do okna. Wtedy mógłbym wyrzucić pierścień i zwyczajnie zakończyć swoje cierpienie, spalając się żywcem. Rozwiązanie nie najlepsze, ale zawsze jakieś. < Sage? > |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz