[...] Znalazłem w prowizorycznym składziku jedzenia chleb, stare wino i
owoce. Ułożyłem te rzeczy na półmisku, chwyciłem poduszkę i wróciłem do
Rebecy. Widać już było, jak pęcznieje. Podałem jej poduszkę i postawiłem
półmisek przed nią.
- Nie musiałeś.. - zaczęła, ale przerwałem jej ruchem ręki.
- Musiałem. Jedz. Musisz mieć naprawdę dużo sił, żeby poradzić sobie
podczas porodu - oznajmiłem, przysuwając chleb i wino w jej kierunku.
- Nie powinnam była.. - spojrzała na mnie uważnie.
- Wierz mi, im to nie grozi. Wino nie ma złego wpływu na bożków. Tym
bardziej potomków Dionizosa, boga wina - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jesteś synem Dionizosa? Nic o Tobie nie wiem, a mam urodzić Twoje
dzieci - westchnęła, wyraźnie niezadowolona. - Trzeba to zmienić.
- Co zmienić?
- Muszę coś o Tobie wiedzieć. Zróbmy coś takiego, jedno pyta, a drugie szczerze odpowiada. Co Ty na to?
- Pytaj - uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Wiem już, że jesteś synem Dionizosa. Kim była Twoja matka?
- Śmiertelniczką - wyjaśniłem. - Ale nie do końca. Urodziła mnie
Hermiona, córka Heleny Trojańskiej, wnuczka Zeusa. Czyli w jej żyłach
płynęła boska, choć rozcieńczona krew.
- A czy Zeus nie był przypadkiem ojcem Dionizosa?
- Był - zaśmiałem się. - Ale to u nas normalne. Brat z siostrą, kuzyn i
kuzynką, ojciec z córką, syn z matką. Brak jakichkolwiek reguł.
- Dobra. Rodzeństwo?
- Od strony ojca pewnie wielu, od strony matki jeden brat. Krąży gdzieś
tutaj, bo to właśnie przez niego tutaj jestem. Ma na imię Bargeon. Teraz
moja kolej. Opowiedz coś o sobie.
(Rebeca?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz