Chciałem zaprotestować, ale pragnienie zwyciężyło. Rzuciłem się na
strażnika, tak głęboko jak tylko mogłem zatapiając kły w jego szyi.
Krzyczał, próbował się wyrwać, ale tym tylko pogarszał sytuację,
rozrywając sobie coraz bardziej gardło. Szybko jednak zmiękł, a po
chwili jedyne co mogłem zrobić to upuścić jego zwłoki. Odzyskiwałem
dzięki temu siłę, ale... nie do końca. Nadal umierałem, nie zmieni tego
nawet cały bank krwi. Sage otworzyła drzwi, gwałtownie łapiąc powietrze
na ten widok. Martwy strażnik leżał na ziemi, a jego gardło wyglądało
jakby rozerwało je dzikie zwierzę, a ja stałem, spięty i jakby gotowy do
walki, z ubrudzonymi krwią ustami, a nawet i brodą. Szybko jednak
rozluźniłem się i grzbietem ręki wytarłem krew z twarzy. Odzyskiwałem
siły, ale ciekawiło mnie na jak długo. Teraz jednak bardziej mnie
interesowała inna kwestia.
- Dlaczego mi pomagasz? Umrę i dam Ci spokój, taki jaki chciałaś - Powiedziałem, unosząc lekko brwi.
< Sage? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz