- Wampirem, nie supermenem w rajtuzach - Warknąłem, zdenerwowany swoją
bezsilnością. Coraz bardziej bladłem, przez utratę krwi. Nie odzywaliśmy
się już do siebie.
Po jakiejś godzinie, dotarło do mnie, że to nie były tylko środki
uspokajające. Było to po mnie widoczne. Sķórę miałem już niemal kredowo
białą, usta były tak sine, że wyglądały jak pomalowane szminką
fioletową, ciemne cienie pod oczami. Coraz mniej kontaktowałem z światem.
- Damon? - Usłyszałem jej głos. Chwilę mi zajęło by pojąć że to nie
Katherine. "Damon, opanuj się. Gdzie jestem? Ah, tak w tym więzieniu.
Który jest rok?... 1953.... Nie, pacanie! 2013!" - myślałem gorączkowo.
- Damon?! - Zdenerwowała się Sage. Nie ruszałem się, nadal siedziałem oparty o ścianę.
- Jad. Wilczy jad - Mruknąłem, czując rozdzierający ból w głowie.
Ostatnimi siłami, odsłoniłem rany, na brzuchu. Wyglądały okropnie, wdało
się zakażenie. To znaczy że juto umrę, wykończany przez truciznę. Przekląłem głośno, po Włosku.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz