Wymknąłem
się na stołówkę, jednak szybko strażnik mnie namierzył i niezbyt miło
mnie potraktował, zaciągając do celi i wpychając mnie tak mocno jak
tylko umiał. Coraz bardziej słabłem, ponieważ dostawałem jedynie
kieliszek krwi dziennie, bym nie "usechł". Że im się nie nudzą
eksperymenty na ludziach i wampirach. Coraz trudniej było mi znosić
pobyt tutaj, dopadało mnie szaleństwo, coraz częściej uciekałem im, i
coraz częściej obrywałem za to, za każdym razem coraz gorzej. Dziś
uciekłem, ale ostatni czas spędziłem w celi.
Dwa tygodnie później. Dwa tygodnie spędzone w tej głupiej celi, samotnie. Można zwariować. Miałem nadzieje na chociaż obecność strażnika, acz nie miałem na co liczyć. Po chwili do pomieszczenia przypominającego trochę stajnię, wparował doktor, który robił na mnie eksperymenty. Za nim stało dwóch strażników. - Jesteś gotowy? - Spytał, acz pokręciłem głową. Facet i tak otworzył celę, jednak byłem za słaby by uciec. Wstałem powoli i wyszedłem. Jakiś strażnik chciał mnie złapać. - On sam pójdzie, nie ucieknie - Mruknął doktor, a strażnicy, choć niechętnie posłuchali. Facet zaprowadził mnie do pomieszczenia, które trochę wyglądało jak gabinet lekarski. Tym razem siłą, położyli mnie na leżance, czemu się sprzeciwiałem, dopiero uległem gdy wściekły doktorek wstrzyknął mi coś. - Co to? - Spytałem słabo. - Tylko leki uspokajające - Odpowiedział, a po chwili dodał - Dziś chciałbym zobaczyć, ile volt przetrwasz. Według badań z 1999, wampiry przetrwają 3 000 voltów, podczas gdy dla ludzi bezpieczne jest 48. Zobaczymy jaka będzie Twoja reakcja na 4 000 volt? - Co?! - Próbowałem się wyrwać, ale na próżno. Kur... - Spokojnie, będzie bolało przez chwilę - Mruknął doktorek, a po chwili poczułem te głupie 4 000 volt... Pobudka. Ocknąłem się, już po wszystkich badaniach, z żalem stwierdzając że na porażeniu prądem się nie skończyło. Najwyraźniej doktorek uznał że dobrze będzie jeszcze sprawdzić jak szybko się wyleczę i w tym celu rozciął moją klatkę piersiową i brzuch. - Wstawaj - Rzucił jeden z strażników i mnie odpiął. Ledwo co się utrzymywałem na nogach, podczas drogi się prawie trzy razy wywróciłem. Prawie. Po chwili zostałem dość nie miło, popchnięty w stronę klatki. - Won z łapami - Warknąłem. Oparłem się ciężko o betonową celę. Zauważyłem Sage w klatce na przeciwko. Nic nie powiedziałem, jedynie zabrałem się do tamowania krwi, w miejscach ran. Do tego zabrałem się z koszulką, który jeden z strażników mi rzucił, gdyż tak wyszło że nie miałem żadnej na sobie. Kątem oka zauważyłem że Sage się na mnie "potajemnie gapi". Uśmiechnąłem się arogancko, szczęśliwy z tego powodu. - Hah, nigdy nie widziałaś mężczyzny bez koszulki? - Zaśmiałem się, a raczej powiedziałem z tym swoim uśmieszkiem. Będziemy mieli trochę czasu na rozmowę, gdyż stąd, z tych cel nie ma ucieczki. Ja tu na co dzień byłem, ale Sage po prostu czekała na eksperymenty. Też chciałbym mieć taki super pokój jak oni, nie jakąś brudną, betonową celę, gdzie nie ma nawet głupiego łóżka czy toalety. W końcu wampiry się nie załatwiają, a spać mogą na podłodze. Głupki. < Sage? > |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz