czwartek, 27 marca 2014

Od Gabriela C.D. Rebecy

[...] Szybko odciągnąłem Rebecę na bok, w kierunku jaskini i przemieniłem się w panterę. Zaryczałem. Defteros był ranny i słaby, nie miał szans w starciu z wyszkolonym, a przede wszystkim stale karmionym psem. Wilk obnażył zęby w moim kierunku. Nie poznawał mnie. Puścił psa i razem z nim zaczął okrążać swojego nowego przeciwnika, czyli mnie. Najeżyłem się. Chciałem tylko odstraszyć zwierzęta, a w najgorszym wypadku zabić psa. Defteros skoczył. Odskoczyłem w bok, jednak prosto na mnie wleciał pies strażników. Poczułem jak zwierzę wgryzło się w mój kark. Zawyłem z bólu. Zacząłem się turlać, bezskutecznie próbując zepchnąć z siebie napastnika. Nagle pies puścił i odskoczył jak oparzony. Podniosłem głowę. Nad ziemią unosił się płonący feniks, a obok niego.. Obok niego stał dumnie wyprostowany lew. Jego potężna postura budziła strach pomimo faktu, że rozpoznawałem w nim Bargeona. Było w jego oczach tak niewyobrażalne zło.. Jak w zwierzęcych oczach Alexandra. Alexander miał być jego synem, a nie moim. Wstałem na drżących nogach i spojrzałem na skulonego psa. Przemieniłem się w człowieka i stanąłem nad zwierzęciem. Nie miałem wyboru, bo nie chciałem by krew tak szybko zabrudziła ręce Alexandra. Wyćwiczonym gestem zacisnąłem ramię wokół szyi psa. Nie zdążył nawet wydać pisku, tylko osunął się bez życia na ziemię.
- Co Ty tu do chole*y robisz?! - spytałem gniewnie brata. Lew obnażył zęby, ale już po chwili stanął przede mną Bargeon.
- Może trochę wdzięczności za uratowanie życia? - warknął. - Darcy powiedziała mi o planowanej obławie. Znaleźli Was kilka dni temu. To oni zaprowadzili w tym kierunku Defterosa. Przy okazji, ku Waszemu nieszczęściu, widzieli zdolności Alexandra. Bardzo im się spodobały.
- Darcy jest po naszej stronie? - mruknąłem.
- Ona pilnuje tylko swojego interesu. Nie podoba jej się przetrzymywanie dzieci, więc mi o tym powiedziała, ale jeśli chodzi o Waszą dwójkę.. Ty i Rebeca jesteście na liście jej zadań do wykonania.
- Tak przypuszczałem - stwierdziłem ponuro. - Mówiłeś coś o obławie. Kiedy będzie?
- Właściwie to miała już być. Wymordowałem tuzin ludzi i czternaście psów, ale jeden mi uciekł. Właśnie ten. To Alexander mnie przywołał, wskazał obecne miejsce pobytu. Nie mam zielonego pojęcia jak to zrobił, ale przemówił w moim umyśle. Dobra, nieważne. Musimy coś zrobić z trupami, a potem znaleźć Wam nową kryjówkę.
- Alexandrze - zwróciłem się do syna. Feniks fuknął i wzleciał wyżej. Odetchnąłem głęboko. Musiałem zachować spokój za wszelką cenę.
- Alexandrze - powtórzyłem. - Jeśli w tej chwili się nie..
- Nie zastraszysz go - przerwał mi Bargeon. - Jego trzeba potraktować inaczej.
Obserwowałem jak brat podchodzi do Alexandra i zaczyna go łaskotać. Mały po chwili wpadł w jego ramiona, śmiejąc się radośnie. A więc to był sposób na tego małego buntownika, do którego nie trafiają żadne słowa.

(Rebeca?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz