Poczułem, gdy nagle Lisha zniknęła. Jednak nie okazałem tego i położyłem dłoń na szyi. Dalej czułem, jakby Lisha trzymała dłonie na mojej szyi. Westchnąłem i podniosłem się z ziemi. Ruszyłem z powrotem do budynku i do swojej celi. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Miałem już dość tego dnia, tej całej sytuacji. Już nie poszedłem na kolację tylko siedziałem u siebie i słuchałem. Strażnicy dalej szukali Lishy i chcieli ją złapać, a więźniowie jak zwykle coś plotkowali. W końcu zasnąłem wykończony.
(...) Rano zdążyłem wstać przed wszystkimi. Otworzyłem sobie celę i wyszedłem na dwór. Słońce właśnie wschodziło więc poszedłem pobiegać. Nie musiałem się teraz martwić że ktoś mnie zobaczy, skoro nawet strażnicy mieli wstać za jakąś godzinę. Dobiegłem do rzeki i zatrzymałem się przy niej. Usiadłem przy brzegu i patrząc przed siebie zacząłem czarować. Zaklęcia nie wystarczyły, a niektóre było można stosować w zależności od miejsca, pory czy nawet potrzebne były niektóre składnik. Czułem podmuch wiatru, który nagle się zmienił. Wiedziałem, że gdzieś tu jest Lisha ale nie odzywałem się. Wolałem jej jednak nie denerwować, zwłaszcza po tym co zrobiła ostatnio. Siedziałem więc tak przez dłuższy czas po prostu ćwicząc, a potem wstałem i pobiegłem dalej. Gdy zbliżała się pora wstania strażników wróciłem do celi i ją zamknąłem. Od razu wyczułem zmianę.
- Śledzisz mnie od rzeki. - powiedziałem. - Pokaż się Lisha.
Duch pojawił się koło okna.
- Więc czemu nie okazałeś tego wcześniej?
- Mam swoje powody? Wyczuwam zmianę, w tobie. Gdzie byłaś przez tę noc? - spytałem choć wiedziałem, że każdym zdaniem ryzykuję własne życie.
(Lisha?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz