W tym momencie byłem strażnikiem, dla którego liczy się tylko służba. Nie odczuwałem nic, tylko wiedziałem że muszę być twardy. Jednak gdy po policzku Sage spłynęła łza coś we mnie pękło. Rozluźniłem uścisk na nadgarstku dziewczyny i ją do siebie przytuliłem. Sage zacisnęła palce na mojej koszulce i rozpłakała się. Gładziłem ją po plecach uspokajając.
- Nie płacz. - poprosiłem.
Nie wiem jak Sage to robiła, ale przy niej miękłem. Stawałem się troskliwy mimo, że chwilę wcześniej byłem wkurzony.
- Jimi...
- Nie chciałem cię smucić. - szepnąłem.
Sage cofnęła się o krok i otarła łzy rozmazując się jednocześnie. Uniosłem kącik ust i zaprowadziłem ją do łazienki, by mogła przemyć twarz. Stanąłem przy niej.
- W tym śnie widziałaś tylko nas? - spytałem.
- Tak, on zabił ciebie i mojego ojca, a potem ścigał mnie i zaczął dusić. - znów zaczęła drżeć.
- Nic ci przy mnie nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić. - powiedziałem i przytuliłem dziewczynę do siebie.
Sage w końcu się uspokoiła i opowiedziała mi dokładnie sen. Wydawał się bardzo realistyczny, skoro po obudzeniu się czuła wszystko na własnym ciele. Jeśli to była prawda, to jej ojciec nie powinien na razie tu przyjechać. To by ich tylko naraziło na niebezpieczeństwo.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz