Gdy się obudziłem pierwsze co poczułem smutek. Choć nie był tak wielki jak przed zaśnięciem co mogło oznaczać, że ciało Sage pozbywa się mojej krwi i tracimy tą więź. Leżałem tak rozmyślając. Miałem ochotę pobiec do Sage i ją pocieszyć, ale jako strażnik nie mogłem sobie na to pozwolić. W końcu wstałem z łóżka i poszedłem wziąć prysznic. Później wyszedłem z pokoju i poszedłem do stołówki. Większość strażników już jadła, bo zostało parę minut by wypuścić więźniów. Szybko coś zjadłem słuchając rozmów strażników. Rozmawiali o tym co się działo w nocy i o śmierci dwóch strażników. Szybko stamtąd wyszedłem i skierowałem się do Zachodniego Skrzydła gdy poczułem strach Sage. Szybko doszedłem pod jej pokój budząc po drodze parę dziewczyny, by strażnicy czegoś nie podejrzewali. Zapukałem i wszedłem do środka. Sage stała przy oknie i odwróciła się słysząc, że wchodzę. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a Sage po prostu się rozpłakała. Wszedłem do środka rozglądając się czy nikt mnie nie widzi i podszedłem do niej.
- Co się dzieje? Od wczoraj odczuwam twoje silne emocje.
- Widziałam ojca. - wyznała.
Zrozumiałem teraz czemu tak wszystko odczuwałem. Przytuliłem ją do siebie.
- Dobrze, że go widziałaś.
- Powiedział, że niedługo przyjedzie. I że mam na siebie uważać.
- Chodź na śniadanie. - powiedziałem.
Sage kiwnęła głową i wyszła z pokoju, a ja za nią pilnując.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz