Pół wampir. jedno podpalenie niechcący i już wiozą.
Trafiłam na tą wyspę a raczej więzienie nie przypadkiem.
Podpaliłam uczelnię.
Nie całkiem niechcący. po prostu to byli ludzie,
Rodzice tam zginęli a ja trafiłam tu, gdzie nie można uciec.
Byłam tu dwa tygodnie, nie przyzwyczajając się do tego miejsca.
strasznie często chcieli moją krew. no ja nie wiem.
dużo lekarzy, zamek jak z kiepskiego horroru.
No ale dość.
Siedziałam sobie właśnie w mojej sypialni w zamczysku, co przypominało celę, i się nudziłam. była jakaś 15 godzina.
Wcześnie. z mojego pokoju można wyjść na dach, więc wychodzę patrzeć w niebo.
Bo jest zawsze ciepło.
Próbowałam zająć się czyms, ale mi nie wyszło.
W końcu gdy nastała godzina 21, wyszłam przez okno na dach.
Na wieży było doskonale widać gwiazdy i księżyc w pełni.
Wdrapywałam się na dach i zauważyłam sylwetkę jakiejś postaci.
Zachowywałam ostrożność, by nie iść za głośno.
To był jeden z tych z wschodniego skrzydła. tylko co robił na moim zachodnim...?
ominęłam go i usiadłam z drugiej strony wieży.
-nie spadnij-usłyszałam.
Obejrzałam się.
Głos należał do Li.
-jestem ostrożna więc raczej nie spadnę-odparłam cicho.
-nigdy nie wiadomo-powiedział.
-jeśli mnie nie zepchniesz nic mi nie będzie
[Li?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz