- Bo jestem tu potrzebna. Są ludzie, tacy jak Ty, którzy potrzebują by ich zauważono - odpowiedziałam bez wahania. Jeremy wpatrywał się we mnie w milczeniu. Wiedziałam, że pewne słowa cisną mu się na usta, ale coś go blokuje. Czekałam cierpliwie aż powie to, co chce.
- Nigdy Cię nie zrozumiem - westchnął po dłuższej chwili milczenia. - Ale.. Przyszłaś do mnie.
- Duchy to nie są bezpieczne istoty. Lubimy bale maskowe - wyszeptałam mu do ucha. Widziałam jak włoski na karku Jeremy' ego sztywnieją, a on sam walczy z dreszczem biegnącym po jego ciele. Uśmiechnęłam się zagadkowo i zniknęłam. Już chciałam przenieść się do miejsca zbrodni, gdy usłyszałam znów głos Jeremy' ego:
- Ty to zrobiłaś - odezwał się. Zaskoczył mnie, więc pojawiłam się z powrotem, przy drzwiach.
- Słucham? - zmarszczyłam czoło, a Jeremy skrzyżował ręce na piersiach.
- Ty strzelałaś. Do kogo? - spytał.
- Ja nie strzelałam - odpowiedziałam, zresztą zgodnie z prawdą. Mężczyzna zabił się tam. Teoretycznie.
- Kłamiesz.
- Duchy nie kłamią. Ja nie strzelałam.
- To kto zginął? - był uparty.
- Strażnik.
- Co zrobił? Czym zawinił?
- Zgwałcił - rzuciłam i przeniosłam się do swojej celi. Nie miałam ochoty dalej spowiadać się Jeremy' emu. Powinien zrozumieć. Jak mało kto to zrozumieć.
(Jeremy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz