- On sam był winny - odezwałam się cicho. Nie bałam się, że mnie złapią. Nawet gdyby to zrobili, to nie zdążyli by zadać mi ciosu. Dla nich nie istniałam.
- Dowiedzą się, że go zabiłaś. A wtedy.. - zamilkł. Spojrzałam na niego i zauważyłam jakąś zmianę w jego oczach. Malował się w nich smutek.
- Dlaczego jesteś smutny? - spytałam, zaskoczona. Jeremy machnął niecierpliwie ręką.
- Co zrobisz jak Cię złapią? - zmienił temat. - Są w stanie Cię złapać?
- Dlaczego jesteś smutny? - nie rezygnowałam.
- Nie jestem! - podniósł głos, a ja momentalnie znikłam. Jeremy westchnął ciężko.
- Przepraszam, nie chciałem - powiedział ze skruchą. Przez chwilę przyglądałam mu się w milczeniu. - Proszę, nie uciekaj.
- Jestem tu cały czas - odezwałam się. Jeremy kiwnął głową, lecz był jakby nieobecny.
- Co zrobisz jak Cię złapią? - spytał kolejny raz. Wzruszyłam ramionami.
- Nie zrobią tego. Ja nie istnieję, jestem duchem. Mnie tu nie ma. Nie żyję - powiedziałam.
- Nie żyjesz? Umarłaś i stałaś się duchem?
- Nie - syknęłam. Nie chciałam, by ciągnął temat kim tak naprawdę jestem.
- To skąd się wzięłaś? - spytał nieostrożnie. Odwróciłam się napięcie i poszłam w przeciwną stronę, jednak nadal było słychać odgłos moich kroków. Jeremy podbiegł do mnie i chciał mnie złapać, objąć, ale jego ręce przeleciały przez pustkę, jaką zrobiłam ze swojego ciała.
- Lisha! - zawołał bezradnie. Nie słuchałam go i dałam się ponieść wiatrowi.
(Jeremy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz