Otworzyłam oczy i spojrzałam na Rose.Była cała przykuta.Chciałam się
podnieść ale ból był tak potworny że ledwo przewróciłam głowę na bok by
spojrzeć na przyjaciółkę jeśli tak ją mogę nazywać.
-Rose-chciałam powiedzieć lecz poruszałam tylko ustami a nie wyszło żadne słowo.
Próbowałam się podnieć lecz na próżno.Spojrzałam w sufit.Zamknęłam na
chwile oczy a po policzku pociekła łza.Za nią kolejna.Nie bałam się ale
to wszystko ,ta cała sytuacja.Zaczęłam mówić do siebie lecz dla Rose
było to nadal poruszanie ustami.Mówiłam:
-Dlaczego mnie opuściliście. Akurat w tym momencie w którym was
potrzebowałam.Dlaczego gromowładny nie mógł strzelić piorunem?Artemida
nie mogła przyjść ze swoimi łowczyniami.W końcu ja też jestem
dziewczyną.Mogłam się wszystkiego wyrzec byle by tylko stąd uciec.Wiem
że pan móż stracił by swojego potomka.Ale od kiedy wy się kimś
zajmujecie?Od kiedy o kogoś dbacie?Dziękuję wam za to że byłam na tyle
głupia i dałam się złapać ślepym śmiertelnikom.-zakończyłam można rzecz
ująć modlitwę.Otworzyłam oczy i podniosłam delikatnie obolałą głowę.W
przejściu stał doktorek z bandą pomocników.Podeszli do nas od tyłu i
zaczęli pchać gdzieś łóżka. Spojrzałam na Rose.Była przerażona podobnie
jak ja.
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz