Słońce świeciło z czego byłam zadowolona.Siedziałam sobie w parku z
zamkniętymi oczami i można rzec ująć że się opalałam. Wyobrażałam sobie
Apollina w swoim słonecznym rydwanie okrążający ziemię i nagle ktoś do
mnie się przysiadł.Otworzyłam oczy i zobaczyłam kobietę. Miała włosy
upięte w kok a na sobie białą bluzkę i jeansy.Miała na oko 30 lat może
troszkę więcej.
-Widzę że nieźle się wpakowałaś córko Posejdona-powiedziała z uśmiechem-
Niestety nie pomogę ci. Musisz sama stąd uciec jeśli chcesz ja tylko
mogę podać ci taktykę.
Teraz dopiero ją poznałam te szare oczy.Takie same jak miała Hayley.
-Ateno -zerwałam się na nogi i ukłoniłam się
-Jednak jesteś wychowana -uśmiechnęła się -To dobrze. Każdy ma swój
słaby punkt a ty musisz odnaleźć słaby punkt wyspy by się wydostać albo
stanąć przy boku Artemidy, bądź poprosić Apolla o zabranie ale to trzeba
go prosić wraz ze świtem.
Skinęłam głową na chwile odwróciłam wzrok lecz gdy spojrzałam już jej
nie było.Tak to właśnie są odwiedziny bogów raz są a raz ich nie
ma.Zaczęłam iść przed siebie i zastanawiać się nad wszystkim co mi
powiedziała. Nie chciałam odwiedzać Apollina bo wiedziałam że zachowuje
się zazwyczaj jak rozwydrzony dzieciak a Artemida to już inna bajka ale
wtedy koniec z miłością i człowiek się gubi bo tu źle i tu niedobrze. I
tak w rozmyśleniu na kogoś wpadłam.
<Liam?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz