Uśmiechnęłam się szeroko. Wzięłam dzieci i usiadłam z nimi bliżej ogniska trzymając je na kolanach. Chris i Kath śmiali się do siebie i mówili do siebie. Damien zaczął piec kawałki mięsa, a ja zostawiłam z nim dzieci i poszłam po wodę. Doszłam nad rzekę i nabrałam do miski trochę wody i ruszyłam do jaskini rozglądając się po drodze. Niedaleko była piękna łąka pełna kwiatów, na której dostrzegłam pasące się sarny. Uśmiechnęłam się i wróciłam do jaskini.
- Akurat zdążyłaś na śniadanie.
- To dobrze.
Usiedliśmy koło siebie i zaczęliśmy jeść. Dzieci bawiły się ze sobą rozśmiane. Nie wiedziały nawet jakie niebezpieczeństwo im zagraża, były bezbronne.
- Nad czym tak myślisz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Damiena.
- Naukowcy im zagrażają, są tacy bezbronni. - powiedziałam patrząc na Christophera i Kathleen.
- Nie znajdą ich.
Nagle usłyszeliśmy głos, na który za późno zareagowaliśmy oboje. Byłam na siebie zła, że straciłam czujność. Wejście do jaskini zablokowali strażnicy celując do nas z broni. Złapałam dzieci i wzięłam je na ręce, a Damien nas zasłonił. Strażnicy zaczęli się zbliżać, a gdy Damien chciał zaatakować postrzelili go. Kath zaczęła płakać, a Chris patrzył przed siebie. Wiedziałam, ze teraz już nas złapali.
(Damien?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz