- Nic nie jest w porządku. - cofnęłam się od Damiena i odwróciłam plecami w stronę słońca, które zachodziło za oknem.
- Cat... - westchnął.
- Krzywdzą nasz dzieci, a my nic nie możemy zrobić. Będą się tu wychowywać. Jak myślisz, kiedy nam je całkowicie odbiorą?
- Nie mów tak. - powiedział Damien ostro.
- Taka prawda, nie pozwolą nam ich zatrzymać! - krzyknęłam na niego odwracając się twarzą do Damiena.
- Więc nie pozwolimy im ich zabrać.
- Damien, przejrzyj na oczy! Robią z nami co chcą!
- A jednak udało nam się uciec i to nie raz! - sam podniósł głos.
- I przez to omal mnie nie raz straciłeś! Myślisz, że twój gniew pomaga? Wcale nie, strażnicy tylko cię wtedy ranią. Chcesz by dzieci to widziały? Jak tracisz nad sobą kontrolę?! - podeszłam do niego.
- Czyli ja nic nie robię, nie chronię naszych dzieci? Mylisz się! Robię wszystko byście byli bezpieczni, ale ty jesteś zbyt głupia by to zrozumieć!
Moja dłoń poleciała szybciej niż pomyślałam. Spoliczkowałam Damiena patrząc na niego ze łzami i złością w oczach.
- Wyjdź stąd. - rozkazałam.
- Nie...
- Wynocha! - krzyknęłam i poraziłam go prądem tak mocno, że wyrzuciłam go z pokoju. Zamknęłam drzwi i osunęłam się na podłogę płacząc.
(Damien?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz