Uśmiechnąłem się nieznacznie i złapałem Sage za biodra. Przyciągnąłem do siebie i skradłem jej całusa.
- Jesteś niezwykła gdy walczysz.
- Mówisz serio? - spuściła głowę zawstydzona.
Od razu to wyczułem. Jej krew jeszcze była w moim organizmie więc nie miałem z tym problemu. Złapałem ją za podbródek i podniosłem jej głowę tak, by na mnie spojrzała.
- Mówię to co widzę. - uniosłem kącik ust.
Sage schowała kosmyk włosów za ucho, który i tak po chwili wysunął się gdy zawiał wiatr. Sam wsunąłem jej włosy za ucho odsłaniając jej twarz.
- Czemu ty nie chciałeś mnie trenować? - spytała.
Tego pytania chciałem pominąć. Moja twarz przybrała twardy wyraz i puściłem ją. Sage cofnęła się a taką moją reakcję i patrzyła na mnie niepewnie.
- Nie będziesz walczyć.
- Ale...
- Sage, jesteś Jego jedyną córką! Nie możesz zginąć dla swojego ojca i dla mnie. Powiedziałem nie, powinnaś zapomnieć o walce. - powiedziałem oschle.
Sage patrzyła na mnie, a w jej oczach dostrzegłem łzy. Od razu zrozumiałem co zrobiłem, nie chciałem na nią krzyczeć.
- Sage... - zacząłem miękko, ale ona odwróciła się i pobiegła do domku. Ruszyłem za nią biegiem. Nikt w domu nie zwrócił na nas uwagi, gdy wbiegliśmy na górę. Sage zatrzasnęła drzwi, więc zapukałem.
- Sage, nie chciałem na ciebie krzyczeć. Otwórz, proszę. - powiedziałem spokojnie.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz