[...] Mierzyliśmy się suchym wzrokiem. Wyglądało to nawet komicznie.
- Nie mam komu dokuczać. - stwierdziłem.
- To pomęcz kogoś innego. Mnie zostaw w spokoju. - wycelowała we mnie palec, aby podkreślić wagę swych słów. Uniosłem ręce.
- Jak sobie życzysz, słodziutka. - uśmiechnąłem się zadziornie. Bogini
zaczerwieniła się ze złości. Ruszyłem w stronę więzienia. Wszedłem przez
główne drzwi, a zaraz otworzyłem swoją celę. W twarz buchnęło mi gorące
powietrze. Przy łóżku kłębił się czarny dym. Przymrużyłem oczy. Z ognia
wyłoniła się znajoma sylwetka rosłego i szerokiego w barach mężczyzny. W
jego oczach tliła się wściekłość i żądza mordu.
- Lucyfer! - rzuciłem z przekąsem. - Cóż za perfekcyjne wyczucie czasu. Właśnie miałem nastawiać wodę na herbatę.
- Uprzejmość nigdy nie była Twoją mocną stroną, Sarecie. - odgryzł się. - Czy możemy porozmawiać, jak dobrze wychowane demony?
- Mów czego chcesz.
- Mam dla Ciebie zadanie. - sięgnął do kieszeni i wyciągnął dzienniczek.
Rzucił mi go. Przekartkowałem kilkanaście stron. - Zlikwidujesz osoby,
które ostro zaszły mi za skórę. Zapewniam, że nie będziesz się nudził. -
zamknąłem dzienniczek i odłożyłem do szuflady.
- Mam założyć opaskę?
- Możesz nawet pójść nago. - rozłożył dłonie. - Może to przypomni strażnikom, że jesteś demonem, a nie ich kundlem.
- A zatem czeka mnie mnóstwo zabijania. - wyszczerzyłem się. - A jakie są złe wieści?
- Wiesz mi, Sareth. Jestem zadowolony, że jesteś moim sojusznikiem, a
nie wrogiem. - zniknął w dymie. Położyłem się na łóżku i podparłem głowę
rękami. Po niecałej godzinie usłyszałem głośne łomotanie w drzwi.
Zwlokłem się z pościeli i otworzyłem. Na korytarzu ujrzałem Nyks.
Skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o framugę drzwi.
- Hmm myślałem, że nie lubisz towarzystwa masochistów. Stęskniłaś się? - prychnęła i z gracją weszła do środka.
(Nyks?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz