Uniosłem kącik ust w uśmiechu słysząc jej głos. Wiedziała co robi.
- Lisha. - szepnąłem, a strażnicy spojrzeli na mnie.
- Macie ją znaleźć. Znajdźcie mi tego ducha! - wydarł się główny strażnik.
Mimo bólu roześmiałem się.
- Naprawdę jesteście tacy głupi czy tylko udajecie? Nie złapiecie jej.
- Jeszcze się przekonamy. - uśmiechnął się strażnik.
Główny strażnik wyszedł, a dwóch innych podniosło mnie i wywlokło z tego pokoju. Czułem obecność Lishy cały czas, a nawet słyszałem jej śmiech gdy strażnicy mówili coś o niej. Sam się uśmiechnąłem, a strażnicy wrzucili mnie do pokoju. Stęknąłem z bólu i usiadłem na podłodze opierając się o ścianę. Rany zaczęły się już goić, gdy użyłem odpowiedniego zaklęcia, ale nos i tak musiałem nastawić. Nastawiłem kość i położyłem się na podłodze by odpocząć.
- W porządku? - usłyszałem głos Lishy.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją siedzącą koło mnie po turecku. Wyglądała uroczo i się uśmiechnąłem.
- Już lepiej.
- Nieźle się poturbowali.
- Wyleczę się, niedługo wszystko się zagoi.
Lisha jednak zamiast zniknąć siedziała przy mnie dalej przyglądając się. Przechyliła delikatnie głowę w lewo, a włosy opadły jej na bok sprawiając, że wyglądała jeszcze piękniej.
- Uważaj na strażników, oni coś planują. - powiedziałem i przymknąłem oczy by odpocząć.
(Lisha?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz