- To nie tak - mruknąłem. - W każdym z tych dzieci płynie boska krew. To polega na charakterze, walkach genów i oczywiście, przeznaczeniu. Alexander miał być bogiem od zarania dziejów. Stał się nim przez geny mojego ojca i dziada. Za to Diane i Nicolas odziedziczyli rasę po Twoich przodkach - wyjaśniłem. - To wszystko przeznaczenie. W naszym życiu zgodnie z moją kulturą nic nie dzieje się przypadkowo.
- Rozumiem. Jestem wykończona - westchnęła Rebeca, kładąc się na kocach. Spojrzałem na te brudne od krwi.
- Możemy nie być dzisiaj w nocy bezpieczni - powiedziałem. - Będę trzymał straż, na wypadek gdyby wilki wyczuły zapach.
- Co masz na myśli? - spytała Rebeca, z niepokojem spoglądając na dzieci. Bez wahania kucnąłem przy niej i namiętnie ją pocałowałem.
- Chciałem już dawno temu to zrobić. Byłaś cudowna podczas porodu, skarbie - pochwaliłem ją. - Dzikie zwierzęta mogą wyczuć krew i zaatakować. Będę stał na straży.
- Zostań ze mną - jęknęła, ale pokręciłem przecząco głową.
- Nie mogę. Jak coś to mnie zawołaj, mam wyczulony słuch - pocałowałem ją w czubek głowy, spojrzałem na dzieci i biorąc ze sobą broń wyszedłem z jaskini. Jutro musimy zmienić kryjówkę, pomyślałem. Upatrzyłem sobie wygodne miejsce, z którego widziałem całą okolicę. Ułożyłem się na mchu i skupiłem na swoim zadaniu.
(...) W nocy musiałem na szczęście tylko raz interweniować. Tak jak przewidywałem, zapach świeżej krwi zwabił wilka, jednak wynędzniałego i starego. Uciekł gdy tylko przemieniłem się w panterę. Rankiem wróciłem do Rebecy i dzieci. Cała czwórka spała, a mi mimowolnie na twarz cisnął się uśmiech. Położyłem na prowizorycznym ruszcie trzy króliczki. Wszystkie były już obrobione i przygotowane. Po chwili Rebecę obudził zapach.
- Gabriel? - ziewnęła, siadając.
- Jak się czuje młoda mama? - spytałem z uśmiechem. - I jak pierwsza noc? Dokazywały?
- Ani razu się nie obudziłam - wyznała Rebeca, szczerze zaskoczona. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na dzieci. W tym samym momencie gramolić zaczęła się Diane, by przysunąć się bardziej do Nicolasa. Roześmiałem się.
- No tak, diabełek do diabełka ciągnie - stwierdziłem z rozbawieniem. - Coś czuję, że z bożkiem będą kłopoty.
- Z nimi wszystkimi - uśmiechnęła się Rebeca. - Czas ich obudzić, powinni coś zjeść.
- Nie chcesz zjeść wpierw sama? - zmarszczyłem czoło.
- A co masz tam dobrego? - spytała, a ja pomogłem jej wstać.
- Króliki. Ostatnio były tydzień temu - zauważyłem, całując dziewczynę w policzek.
(Rebeca?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz