[...] Zawahałam się. Już chciałam odejść, gdy Jeremy cicho użył mojego imienia. Zmaterializowałam się 20 metrów od niego.
- Nie powinnam nigdzie pójść. Ty cały krzyczysz o pomoc - stwierdziłam, podchodząc do Jeremy' ego. Bez zastanowienia przytuliłam go do siebie, oddając jego umysłowi swój spokój. Oddech Jeremy' ego uspokoił się i wyrównał. Odstąpiłam od niego.
- Chcesz o tym porozmawiać teraz? Wystarczy byś pomyślał moje imię, a ja się zjawię, Jeremy. Zjawy już tak mają. Gdy tylko zechcesz, ja będę.
- Dziękuję - wydusił i spuścił głowę. Dotknęłam jego dłoni.
- Chodź. Wyjdź za dwór i obserwuj innych ludzi. Stwórz historie, jakie ich mogą spotykać - powiedziałam. Jeremy nieznacznie kiwnął głową i poszedł za mną. Jednym ruchem dłoni sprawiłam, że wraz ze mną był niewidzialny. Nie wiedział o tym, ale nie widziałam potrzeby mu póki co mówić. Usiedliśmy razem na ławce, oddalonej znacznie od wejścia do budynku. Założyłam włosy za ucho i skupiłam wzrok na chłopaku. Myslał o czymś intensywnie; za pewnie o zmarłej tragicznie ukochanej.
- Chcesz mi wszystko opowiedzieć - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Jeremy spojrzał na mnie. Wiedziałam dokładnie co się wydarzyło, ale gdyby on się komuś zwierzył, zrobiłoby mu się lżej na sercu.
- Spójrz - wskazałam na jednego strażnika. - Jego żona choruje na raka. Nienawidzi swojej pracy, ale robi to by mieć pieniądze na leki i kosztowną terapię. Tamten - pokazałam kolejnego. - Jest gwałcicielem małych dziewczynek. Skrzywdził ich już ponad 10. Z kolei ta kobieta, Darcy, potajemnie spotyka się po nocach z jednym z więźniów. Powiem Ci wszystko o każdym, ale cierpienia nie zmienię sama - ostatnie zdanie skierowałam bezpośrednio do Jeremy' ego.
(Jeremy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz