sobota, 1 lutego 2014

od Xany C.D Lewis'a

- Całkiem sprytne. - przyznałam z przekąsem.- Dobrze, mój mistrzu. Teraz czeka cię trudniejsze zadanie. -
podeszłam do pobliskiej półki skalnej. Chwyciłam za skórzany pakunek. Wyciągnęłam z niego kołczan nabity strzałami i piękny łuk.
- Skąd to masz? - usłyszałam tuż przy uchu.
- Pożyczyłam.
- Raczej ukradłam. - stwierdził rozbawiony Lewis
- Nie twój interes skąd go mam. - syknęłam. On tylko się uśmiechnął.- Zaczynajmy.
Na środku sali postawiłam tarczę. Podeszłam do mojego ucznia, wręczając mu strzały i łuk. Na przeciwległej ścianie ustawiłam odpowiednio tarczę, uprzednio stojącą w kącie.
- Nałóż, naciągnij i wypuść. - instruowałam.
- Przy pomocy magii. - domyślił się.
- Tak.
Lewis chwycił za broń. Nałożył strzałę na cięciwę. Stanęłam tuż przy nim.
- Postaraj się kontrolować lot. Skup się na grocie i celu. - szepnęłam mu na ucho. Puścić. Strzała świsnęła i wbiła się w sam środek.
- Całkiem nieźle. - gwizdnęłam z zachwytu.
- Co teraz?
- Podpal grot i strzel jeszcze raz. Tylko się nie usmaż. - dodałam z uśmiechem.
Wciągnął głośno powietrze. Jednym ruchem rozpalił strzałę. Naciągnął ją i puścił. Ognista strzała, owszem wbiła się w tarczę, ale przypaliła jej część.
- Cho*era. - mruknął niezadowolony Lewis.
- Spokojnie. Zmniejsz płomień, bo ta rudera spłonie żywcem, a my razem z nią.
Przymknął powieki. Otworzył je szeroko. Ogień zamiast gasnąć rósł z zadziwiająca prędkością. Języki płomieni muskały zimne ściany. W powietrzu czuć było zapach palącego się drewna. Uniosłam gwałtownie rękę. Ogniste łuny powoli znikały. W końcu został po nich popiół i węgielki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na szczęście nic się nikomu nie stało, a pomieszczenie okalał jedynie siwy dym.
- Było gorąco. - usłyszałam głos Lewisa.
- I to jeszcze jak.
- Wybacz. Nie chciałem.
- Nie bądź mięczakiem. - fuknęłam. - Każdemu się to zdarza.
Przypatrywałam mu się intensywnie. Lewis nieco speszył się pod wpływem mojego wzroku.
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Doszłam do wniosku, że z tym masz problem. Nad tym popracujemy, ale nie dziś. Mam dosyć wrażeń jak na dzisiejszy dzień. - odeszłam w stronę wyjścia. - Jakbyś coś chciał, wiesz, gdzie mnie znaleźć. - rzuciłam przez ramię, puszczając mu perskie oko. - Słodkich snów.
(...) Weszłam do swojej celi. Rozebrałam się do naga i zmęczona wskoczyłam do łóżka. Po chwili rozpłynęłam się w Objęciach Morfeusza.

(Lewis?)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz