[...] Odchodziłam do mojego pokoju.
Miałam zamiar wejść do środka, gdy usłyszałam czyjeś podniesione głosy.
Zaciekawiona ruszyłam w stronę przytłumionych odgłosów. Z daleka
zobaczyłam wściekłego Liama i szczerzącego się w obleśnym uśmiechu
strażnika. Na szczęście nie zauważyli mnie. Podeszłam bliżej, chowając
się za posąg. Usłyszałam dokładnie całą rozmowę, a po chwili trzask,
jakby chrupnięcie łamiącej się kości nosowej. Wyszłam z ukrycia. Przed
sobą widziałam pół zgiętego strażnika. Z nosa leciała mu stróżka krwi.
Liam stał nad nim z uniesioną ręką.
- Brawo, Li! Masz charakterek! - klasnęłam w dłonie, a oni gwałtownie obrócili się w moją stronę. Spojrzałam na Liama. Z oczu biła mu suchość i lód. Aż się cofnęłam. W życiu nie widziałam takiej nienawiści do całego świata. Po chwili grymas gniewu zastąpił szerokim uśmiechem.
- A już myślałem, że się ciebie pozbędę. - powiedział udając zasmuconego.
- Jaka szkoda, naprawdę. - odparowałam zła.
Spojrzałam wściekła na strażnika. Podrapał się po policzku.
- Kotku, wybacz. To nie miało...
- Zbiera mi się na mdłości. - zwróciłam się do Li. - Obudź mnie, gdy będzie po wszystkim. W tym korytarzu przydałby się powiew, bo straszna duchota się zrobiła. - dodałam złośliwie. Strażnik odszedł w przeciwną stronę, trzymając się za obolały nos.
- Biedaczek. Nie zrobiłeś mu krzywdy, prawda?
- Obawiam się, że jednak tak. - parsknął śmiechem. Cóż z jednej strony byłam mu wdzięczna, że stanął w mojej obronie, ale to nie znaczy, że złość mi minęła. W pamięci wciąż brzmiało mi jego ostatnie zdanie. W sumie ma rację. Odwróciłam się z zamiarem odejścia. Na nadgarstku poczułam uchwyt. Zwróciłam głowę w jego stronę. - Śledziłaś mnie?
- Nie. - zaprzeczyłam ostro. - Krzyczałeś na niego tak głośno, że mógłbyś obudzić umarłego. Usłyszałam...
- Raczej podsłuchałam. - chciałam wyrwać rękę, ale trzymał mocno.
- Nieważne. Puść mnie. - puścił. Zastanawiało mnie jedno. Skąd on wiedział, że tam stałam? Może mnie wyczuł? Trudno.
- Idę do siebie. - mruknęłam pod nosem.
(Liam?)
- Brawo, Li! Masz charakterek! - klasnęłam w dłonie, a oni gwałtownie obrócili się w moją stronę. Spojrzałam na Liama. Z oczu biła mu suchość i lód. Aż się cofnęłam. W życiu nie widziałam takiej nienawiści do całego świata. Po chwili grymas gniewu zastąpił szerokim uśmiechem.
- A już myślałem, że się ciebie pozbędę. - powiedział udając zasmuconego.
- Jaka szkoda, naprawdę. - odparowałam zła.
Spojrzałam wściekła na strażnika. Podrapał się po policzku.
- Kotku, wybacz. To nie miało...
- Zbiera mi się na mdłości. - zwróciłam się do Li. - Obudź mnie, gdy będzie po wszystkim. W tym korytarzu przydałby się powiew, bo straszna duchota się zrobiła. - dodałam złośliwie. Strażnik odszedł w przeciwną stronę, trzymając się za obolały nos.
- Biedaczek. Nie zrobiłeś mu krzywdy, prawda?
- Obawiam się, że jednak tak. - parsknął śmiechem. Cóż z jednej strony byłam mu wdzięczna, że stanął w mojej obronie, ale to nie znaczy, że złość mi minęła. W pamięci wciąż brzmiało mi jego ostatnie zdanie. W sumie ma rację. Odwróciłam się z zamiarem odejścia. Na nadgarstku poczułam uchwyt. Zwróciłam głowę w jego stronę. - Śledziłaś mnie?
- Nie. - zaprzeczyłam ostro. - Krzyczałeś na niego tak głośno, że mógłbyś obudzić umarłego. Usłyszałam...
- Raczej podsłuchałam. - chciałam wyrwać rękę, ale trzymał mocno.
- Nieważne. Puść mnie. - puścił. Zastanawiało mnie jedno. Skąd on wiedział, że tam stałam? Może mnie wyczuł? Trudno.
- Idę do siebie. - mruknęłam pod nosem.
(Liam?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz