Nyks łypała na mnie groźnie. Miała
podkrążone oczy. Wyczuwałem negatywne emocje w jej drobnym ciele. Wprost
buzowała nienawiścią do całego świata. Doskonale znam to uczucie.
- Ktoś nadepnął Ci na odcisk z samego rana? - zignorowałem jej ostatnie zdanie i przysiadłem się. Oparłem plecy o drzewo. Wschodzące słońce oświetliło nasze twarze.
- Co Cię to obchodzi! - fuknęła. Zaśmiałem się ironicznie, widząc, jak na mnie naskoczyła. Słonko, powoli przekraczasz granicę, której nie rozumiesz. - pomyślałem. Wsłuchiwałem się w przyspieszony oddech Nyks. Z sekundy na sekundę się uspokajał.
- Przepraszam. - orzekła po minucie milczenia. - Miałam ciężką noc. - przymknęła powieki.
- To zrozumiałe, dlaczego jesteś wściekła. - skwitowałem. Wzruszyła ramionami. Doszedłem do wniosku, że Ona wcale się mnie nie boi. Ignoruje fakt, że siedzi obok niej morderca zakochany w cierpieniu. Do moich uszu doszły głośne wrzaski strażników z daleka. Spojrzałem na Nyks, która wydawała się nie słyszeć zbliżających się osób. Pokręciłem głową. Wstałem i złapałem dziewczynę mocno za ramiona, unosząc do góry. Postawiłem ją na ziemi. Zaskoczona otworzyła oczy i cicho pisnęła. Chciała się wyrwać, ale byłem zbyt silny. Wydajesz się być taka spokojna, ale w środku cała wrzesz, mam rację?
- Uspokój się. Musimy się schować. - mówiłem poirytowany. Spuściła wzrok i przestała się szarpać. Zacisnąłem palce na jej przedramieniu. Ciągnąłem Nyks w stronę krzaków, nie interesując się zbytnio, czy sprawiam ból.
- Puść mnie! To boli! - wyjąkała. Puściłem. Na jej twarzy malował się grymas niezadowolenia. Masowała sobie rękę. - Czy Ty w ogóle umiesz być delikatny?
Nie, już dawno przestałem czuć cokolwiek. Kucnęliśmy w zaroślach.
- Dlaczego...? - zakryłem jej usta dłonią. Niedaleko nas przebiegli dwaj strażnicy. Ciekawe, co oni tu robią? Ręce mięli poplamione od krwi. Trzymałem jeszcze sparaliżowaną Nyks przez chwilę, aby mieć pewność, że są daleko. Opuściłem dłoń. Kobieta wyszarpała się z mego uścisku i przedarła przez liście na polną drużkę.
- Nie musisz mi dziękować. - stanąłem obok niej i kątem oka przyjrzałem twarzy. Wyraz lęku zniknął w mgnieniu oka, zastąpiony typowym dla Nyks surowym spojrzeniem. Wzniosłem oczy do nieba. Kobiety, weź Ty je zrozum. - pomyślałem.
(Nyks?)
- Ktoś nadepnął Ci na odcisk z samego rana? - zignorowałem jej ostatnie zdanie i przysiadłem się. Oparłem plecy o drzewo. Wschodzące słońce oświetliło nasze twarze.
- Co Cię to obchodzi! - fuknęła. Zaśmiałem się ironicznie, widząc, jak na mnie naskoczyła. Słonko, powoli przekraczasz granicę, której nie rozumiesz. - pomyślałem. Wsłuchiwałem się w przyspieszony oddech Nyks. Z sekundy na sekundę się uspokajał.
- Przepraszam. - orzekła po minucie milczenia. - Miałam ciężką noc. - przymknęła powieki.
- To zrozumiałe, dlaczego jesteś wściekła. - skwitowałem. Wzruszyła ramionami. Doszedłem do wniosku, że Ona wcale się mnie nie boi. Ignoruje fakt, że siedzi obok niej morderca zakochany w cierpieniu. Do moich uszu doszły głośne wrzaski strażników z daleka. Spojrzałem na Nyks, która wydawała się nie słyszeć zbliżających się osób. Pokręciłem głową. Wstałem i złapałem dziewczynę mocno za ramiona, unosząc do góry. Postawiłem ją na ziemi. Zaskoczona otworzyła oczy i cicho pisnęła. Chciała się wyrwać, ale byłem zbyt silny. Wydajesz się być taka spokojna, ale w środku cała wrzesz, mam rację?
- Uspokój się. Musimy się schować. - mówiłem poirytowany. Spuściła wzrok i przestała się szarpać. Zacisnąłem palce na jej przedramieniu. Ciągnąłem Nyks w stronę krzaków, nie interesując się zbytnio, czy sprawiam ból.
- Puść mnie! To boli! - wyjąkała. Puściłem. Na jej twarzy malował się grymas niezadowolenia. Masowała sobie rękę. - Czy Ty w ogóle umiesz być delikatny?
Nie, już dawno przestałem czuć cokolwiek. Kucnęliśmy w zaroślach.
- Dlaczego...? - zakryłem jej usta dłonią. Niedaleko nas przebiegli dwaj strażnicy. Ciekawe, co oni tu robią? Ręce mięli poplamione od krwi. Trzymałem jeszcze sparaliżowaną Nyks przez chwilę, aby mieć pewność, że są daleko. Opuściłem dłoń. Kobieta wyszarpała się z mego uścisku i przedarła przez liście na polną drużkę.
- Nie musisz mi dziękować. - stanąłem obok niej i kątem oka przyjrzałem twarzy. Wyraz lęku zniknął w mgnieniu oka, zastąpiony typowym dla Nyks surowym spojrzeniem. Wzniosłem oczy do nieba. Kobiety, weź Ty je zrozum. - pomyślałem.
(Nyks?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz