Spojrzałem na Sage, ale odwróciłem wzrok.
- Chciałem mieć pewność, że nic ci nie jest. - powiedziałem.
- Ale jak wszedłeś.
- Przez okno. - wskazałem ruchem głowy.
- Jimi, nie powinniśmy. - zaczęła spuszczając wzrok.
- Wiem że ty też coś do mnie czujesz. - powiedziałem podchodząc do niej.
Sage podniosła wzrok gdy stanąłem przed nią i westchnęła. W tym samym czasie usłyszeliśmy przerażające wycie i krzyk, a potem strzały. Podbiegliśmy do okna i zobaczyliśmy, że strażnicy przy bramie nie żyją, a na teren wbiegły para-psy.
- Muszę znaleźć ojca. - Sage chciała wyjść, ale ją zatrzymałem.
- Nie możesz. Jeśli dobrze zgadłem to te psy ktoś nasłał na ciebie. Muszę cię stąd zabrać.
- Nigdzie nie pójdę. - sprzeciwiła się.
Już chciałem krzyknąć, rozkazać jej i siłą ją stąd zabrać, ale uspokoiłem się. Wziąłem dziewczynę na rękę.
- Sage, proszę nie utrudniaj tego.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz