Stałem na jednej z gałęzi i obserwowałem okolicę, gdy usłyszałem śpiew Sage. Spojrzałem na nią w dół. Było mi przykro, że ma takie życie a nie inne. Zsunąłem się na najniższą gałąź i kucnąłem na niej nad Sage. Słuchałem jej melodii, głosu przez co straciłem czujność. Usłyszałem wycie gdy psy się do nas zbliżały. Zeskoczyłem z gałęzi i złapałem Sage za rękę.Zaczęliśmy biec z wampirzą prędkością przez las by uciec przed stworzeniami.
- Jimi, ja już nie mogę.
- Dasz radę. - próbowałem jej pomóc jak mogłem.
W końcu zgubiliśmy para-psy, ale czułem że nie na długo. Zatrzymaliśmy się przy rzece by Sage mogła odpocząć. Była blada i coraz bardziej słaba.
- W porządku? - spytałem.
- Chyba tak. - odpowiedziała niepewnie.
- Powinnaś napić się krwi. - zdecydowałem w końcu. - Zaraz ci coś upolujemy i nabierzesz sił.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz