- Jak widać żyję. - uśmiechnąłem się delikatnie.
Sage zaśmiała się i przytuliła do mnie. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a ja przez chwilę zastanawiałem się czy ją przytulić. W końcu jednak się przełamałem i przytuliłem ją do siebie. Lekko się przy tym zachwiałem, ale Sage mnie przytrzymała.
- Powinieneś odpoczywać. - zganiła mnie.
- A ty nie powinnaś się oddalać. - odgryzłem się.
Sage zafundowała mi kuksańca z żebra i zaprowadziła do pokoju. Usiadłem na łóżku, a Sage obok mnie.
- Nadal jestem twoim strażnikiem.
- Chcę byś odpoczął.
- A ja bym chciał byś nie odchodziła za daleko beze mnie.
Znów zaczęliśmy się kłócić, ale też śmialiśmy się z siebie. Sage rozluźniła się i co raz częściej uśmiechała. Gdy dzieci przybiegły zawołać nas na kolację zeszliśmy i usiedliśmy do stołu.
- Co to za miejsce? - spytałem. - Myślałem, że jest na tej wyspie tylko więzienie. Kim jesteście i czemu nam pomogliście
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz