Dokuśtykałem na balkon i oparłem się o barierkę stając koło Sage.
- Tyle ile wiedzieć powinienem.
- A powiesz? - spytała.
- Jesteś bezpieczniejsza gdy nie wiesz.
- Jimi! - oburzyła się.
- Musisz mi zaufać. Wiem co jest dla ciebie lepsze.
- Właśnie, że nie wiesz! - krzyknęła. - Nie jesteś moim ojcem!
- I nie zamierzam nim być. Ale teraz mam cię chronić.
- Wczoraj o mało nie zginąłeś. - skrzyżowała zła ręce na piersi.
- Sage... - zacząłem.
- Nie. - przerwała mi i zeskoczyła. Chciała odejść, ale ją zatrzymałem i złapałem za rękę. - Zostaw mnie!
- Sage, uspokój się!
- Jak mam być spokojna? W więzieniu zostawiłam wszystkich. Rebecę, tatę którego dopiero co poznałam...
Głos jej się załamał, a w oczach stanęły łzy. Szybko ją do siebie przytuliłem a Sage wtuliła się we mnie. Potrzebowała teraz troski, bo to wszystko było dla niej cięższe niż myślałem.
(Sage?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz