Obserwowałem, jak młoda kobieta opiera się o drzewo. Zerkała na mnie z nikłym uśmiechem. Była bardzo pewna swych słów.
- Niesamowite? Raczej przerażające, Nyks. - odparłem sucho. Dostrzegłem błysk w jej ciemnych oczach.
- Skąd...?
- Przez długie lata wychowywałem się w Tartarze, jako jeden z wiernych
demonów Lucyfera. Sądzisz, że nie wiem, jak wygląda córka Hadesa? -
wyszczerzyłem się. - Jestem Sareth.
- Więc, to Ty męczyłeś tamtego strażnika. - wycelowała we mnie oskarżycielsko palcem. - Dlaczego za mną poszedłeś?
- Byłem ciekaw Twojej reakcji. - rozśmieszyło ją to.
- I spłoszyłeś mi kolację. - rzekła głosem pełnym urazy i wyrzutu. - Mam prawo czuć cię urażona.
- Urażona? - powtórzyłem. - Prędzej podekscytowana. Nie powinnaś oglądać
brutalnych scen. To zbyt wiele na takie miękkie serduszko. - słyszałem,
jak serce Nyks przyspiesza.
- Boisz się? - zapytałem cicho. - Powinnaś zdać sobie sprawę, że w każdej chwili mogę Cię zabić.
- Wiem. - odpowiedziała spokojnie. Uniosłem brew. - Gdybyś chciał mnie
zabić, to skręciłbyś mi kark zanim zdążyłabym powiedzieć cokolwiek. -
kiwnąłem głową z przyznaniem. Ta młodziutka bogini miała rację. Nie była
głupia, ale odważniejsza niż przypuszczałem.
- Nie jestem damskim bokserem. - jej uśmiech mile kontrastował z posępną
wilgocią lasu. Odwróciłem się plecami z zamiarem odejścia. Jednak nie
uszedłem daleko, gdyż krzyknęła za mną.
- Znów idziesz znęcać się nad tamtym mężczyzną? - zatrzymałem się. Zerknąłem na kobietę przez ramię.
- Nie, tamten facet mi się znudził. - spojrzałem jej w oczy. - Uważaj na
siebie, Nyks. W nocy kręcą się ostatnio dziwne osoby. - odwróciłem
głowę. - Może jeszcze kiedyś się spotkamy. - mruknąłem pod nosem.
Skoczyłem na grubą gałąź drzewa i zniknąłem jej z oczu we mgle.
(Nyks?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz